Dyskryminacja po lewej stronie
Tekst jest pisany w momencie, gdy dość głośno zrobiło się o pani "minister ds. równouprawnienia" Elżbiecie Radziszewskiej. Warto najpierw zastanowić się nad sensem samego istnienia i opłacania przez podatników takiego urzędu. Pomijając stanowczo zbyt
dużą ilość urzędów w Polsce i ogromne koszty ich funkcjonowania, to czy naprawdę
jest on potrzebny i czy to tak ważna sprawa, by zajmował się nią specjalny powołany minister? Szum wśród Gazety Wyborczej i innych lewicowo-postępowych mediów wywołała wypowiedź zajmującej obecnie to stanowisko minister z ramienia PO spytanej o to "czy szkoła katolicka, która odmówi zatrudnienia zadeklarowanej lesbijce, może zostać pozwana do sądu?". Pani Radziszewska krótko odpowiedziała, że zdecydowanie nie i że szkoły katolickie mogą kierować się własnymi wartościami i zasadami, (co gwarantuje nawet obecna polska konstytucja w zapisie o prawach religijnych, zaś jak stwierdził czołowy przedstawiciel polskich dewiantów Robert Biedroń "zabraniają tego przepisy unijne") Nie patrząc nawet na poprawność tego stwierdzenia, niestety nie trudno zauważyć, że w tle obecnych wydarzeń w naszym kraju to te drugie przepisy coraz częściej górują nad naszymi. Jak to często bywa z dobrymi wypowiedziami rządzących osób i w tym przypadku członkini Platformy pod zarzutami "homofobii" i "dyskryminacji" wycofała swoje słowa. Warto teraz zastanowić się nad samą definicją dyskryminacji. Słownikowo jest to różne traktowanie ludzi ze względu na ich cechy. Co natomiast oznacza dyskryminacja w środowiskach lewicowych i liberalnych, z którą walka w niektórych ugrupowaniach urosła już do rangi idei? Otóż w logice środowisk lewackich, dyskryminacja, czy uprzedzenie oznacza tylko i wyłącznie obronę mniejszości, które z jakiś niezwykle dziwnych i nieznanych powodów nie są lubiane w kraju. Demokracja, której jak sami twierdzą - największymi przedstawicielami są wyżej wymieniane środowiska mówi, że to głos większości jest najważniejszy. Oczywiście jedną z jej zasad jest "działanie z wolą większości, nie naruszając praw mniejszości", jednak jak wygląda to u naszych unijnych demokratów? Zgodnie z ich myślą, zadeklarowana i obnosząca się ze swoimi dewiacjami nauczycielka została by zatrudniona w katolickiej szkole, która uczy, że homoseksualizm jest grzechem, a uczniowie (a w szczególności ich rodzice) z pewnością nie chcieliby by lekcje prowadzone były przez skrzywioną seksualnie kobietę. Pomijając to, że tak samo jak otyły lub niepełnosprawny nauczyciel nie pokaże na wf-e jak dobrze wykonać ćwiczenie lub kopnąć piłkę (jednak w ramach walki z dyskryminacją i tak możliwe, że będzie zatrudniony) tak samo kobieta bezwstydnie obnosząca się ze swoimi dewiacjami, nie nauczy dzieci ani godności ani szacunku do chrześcijańskich zasad. Podsumowując działanie dla dobra podopiecznych jak i szanowanie ich przekonań jest wg. lewicy dyskryminacją, zaś łamanie woli większości i narzucanie osobom o innych niż "tolerancyjne" poglądach i osobom wierzącym tego, czego nie chcą nie jest już dyskryminacją tylko walką z nią. Warto zaznaczyć, że sprawy w ogóle by nie było i nie była by tak żenująca, gdyby niedoszła pani nauczyciel miała trochę przyzwoitości i nie miałaby nieodpartej chęci dzielenia się ze wszystkimi sprawami swojej wynaturzonej seksualności. Można powiedzieć, że sama dyskryminacja nie jest rzeczą złą, ale naturalną. Człowiek który ceni swój dobytek nie zaprosi napotkanego cygana do swojego domu (gdyż wiadomo czym zajmuje się 99% z nich). Będąc zmuszany przez władzę do oglądania na ulicach obściskujących się pół-nagich facetów, też nie będzie tolerować zadeklarowanych zboczeńców. Czytając o wyłudzaniu pieniędzy od Polski, wpływaniu na jej politykę i oglądający krwawe rytualne mordy na zwierzętach i rozstrzeliwanie palestyńskich cywilów przez Żydów, też nie będzie darzył ich sympatią. Obecne realia są zupełnie inne. Grupy ludzi, którym nie można nic zarzucić mogą być obsypywane krytyką i obrzucane najgorszymi bluzgami, zaś grupy, które cieszą się złą sławą, przez co występuje zjawisko dyskryminacji ich, są objęci specjalną protekcją i pewnym wywyższeniem ponad innych, tylko z powodu tej swoistej nie akceptacji. Udowadnia to, że dyskryminacja nie bierze się znikąd, ale jest odczuciem naturalnym i zapewniającym człowiekowi bezpieczeństwo a zarazem możliwość wyrażenia własnego zdania. W Zachodniej Europie walka z wyimaginowaną dyskryminacją osiągnęła już apogeum i przemieniła się w liberalny, pseudodemokratyczny terror i lewicowy totalitaryzm z ogromnym aparatem cenzury, gdzie ludzie idą do więzień, za jakiekolwiek złe słowo, wypowiedziane w stronę nietykalnych "dyskryminowanych". Pół żartem powiem, więc że dyskryminuję całą liberalną lewicę, za obłudę, hipokryzję i ich dyskryminację, która wychodzi już nawet poza przyzwoity poziom.
MK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz