czwartek, 22 lipca 2010
O lepszy byt
Wchodząc w dorosłe życie, człowiek pragnie się usamodzielnić. Naturalną koleją rzeczy jest założenie rodziny, lecz to zostało przez obecny system bardzo skomplikowane. Aby móc utrzymać dzieci jak i żonę w przypadkach całkowitego zaangażowania się jej w sprawy domowe należy przede wszystkim posiadać godną płacę za pewną pracę. A z tym jak wiadomo nie jest łatwo. Rynek pracy dla młodych jest zamknięty, istnieją jedynie szczeliny dla „naznaczonych” znajomościami bądź powiązaniami rodzinnymi, co na szczeblach administracja państwowej nie powinno mieć miejsca. Dodatkowo kształci się (często odpłatnie) masę bezużytecznych jednostek, które kończąc studia o dziwnych kierunkach nie wiedzą, co z sobą zrobić. Wydaje się to jednym z sposobów na tymczasowe pozbycie się bezrobotnych – wysyłanie ich na studia, które przedłużają o kilka lat ich beztroskie życie i dają złudzenie perspektyw na przyszłość. Tu dostrzec trzeba błędy w rządzeniu jak i nieokiełznaną chęć pozyskania pieniędzy przez wyższe uczelnie, które z premedytacją otwierają miejsca na kierunkach wiedząc doskonale, że kończący je w przeważającej większości po uzyskaniu dyplomu będą mogli się jedynie nim podetrzeć. Co dodatkowo zaniża poziom jak i kompromituję idee wyższego wykształcenia.
Przy braku rozwoju gospodarki kraju a jedynie doprowadzaniu do zubożania mas poprzez tworzenie miejsc pracy o charakterze najemniczym nie jest możliwy przepływ kształcących się ludzi do odpowiednich zajęć. Nietrudno się doszukać magistrów smażących hamburgery bądź układających proszki w hipermarkecie. Albo w lepszym wypadku pracujących za stawki, którym daleko do tzw. średniej krajowej. Lecz nie tylko to wprawa w frustrację młode pokolenie świadome swej przyszłości. Drugą zaporą w rozwoju życiowym jest brak mieszkań a raczej specjalna polityka zaniedbująca tą kwestię. Owszem powstają w niewielkich ilościach domki szeregowe, których koszty nie raz są większe niż budowa własnego skromnego domu. Wpasują się one może jedynie w kieszenie średnio szczeblowych urzędników a nie synów ludzi budujących ten kraj. Posiadający własny dom często wydzielają piętro dla swych pociech, aby mogli tam zakładać własne rodziny. Ci, którzy mieszkają w blokach z poprzedniej epoki pozostają w kropce. Przy astronomicznych cenach kupna podobnego zwolnionego mieszkania w bloku (nie nowo wybudowanego!). Na start trzeba wyłożyć sumę ok. 100 tys. zł. Trudno, aby ktoś dysponował takimi funduszami, chyba że jego rodzice całe życie starali się jeść chleb z masłem i odkładali właśnie na ten cel. Wynajmowanie także nie wchodzi w grę, jeśli myślimy o dłuższym pobycie gdyż przy jednoczesnym uiszczaniu opłaty najemcy trudno mówić o pieniądzach, które można zainwestować w rozwój bądź, co gorsza w godne warunki dla swojej rodziny. Dodatkowo wiąże się to z obawą nieoczekiwanego wyrzucenia z mieszkania, w które włożyło się wiele wysiłku by doprowadzić je do stanu użyteczności gdyż w każdym momencie najemca może domagać się większych kwot pod groźbą wynajęcia komuś innemu. Ktoś może rzec, że zawsze pozostaje pożyczka, lecz i to nie jest takie proste a poza tym niesie konsekwencje w postaci wysokiego oprocentowania aż do grobowej deski.
Konkluzja jest prosta jedynym rozwiązaniem normalizującym ten chory stan jest dopracowanie systemu szkolnictwa, który kształci fachowców do konkretnych prac gdzie wykorzystuje się ich umiejętności nabyte przez lata przy jednoczesnym ożywieniu gospodarki nienastawionej na konsupcjonizm. Oraz budowa tanich mieszkań, które byłby przydzielane przez państwo za kilkuprocentową wpłatą jako zaliczka.
Dymitr
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz